2 lipca 2009

Bajka na Dobranoc




Po wieczornych łaskotkach opowiem ci bajkę. O strasznym smoku podwawelskim, który od owsianych ciasteczek na śniadanie woli schrupać lolitkę albo dyrektora banku. W słońcu błyszczy groźnie tęczową łuską i kompletnym uzębieniem odziedziczonym po dziadku- tyranozaurze. W razie potrzeby miota ogniem jak Ripley w czwartej części „Obcego”. I w ogóle rzadko chodzi uśmiechnięty.

Na końcu bajki, koło godziny dwudziestej drugiej, kiedy smok pożre już wszystkich burmistrzów, polityków, bywalców osiedlowej piaskownicy i popijających na plantach wino nagle pojawisz się w roli dzielnego rycerza. Zamiast na koniu przybędziesz naszym czarnym kombi. Dasz sobie radę, ćwiczyłeś w końcu karate.

Smoki przebierają się czasem za niedobre macochy, szefowe i wiecznie skwaszone sprzedawczynie. Przyprawiają sobie wąsy krnąbrnych dyrektorów i długie krawaty bezdusznych urzędników. Boimy się ich jak ognia ze smoczej paszczy. Zupełnie niepotrzebnie. Ćwiczyliśmy w końcu karate, zabijanie śmiechem i grę na nerwach. Nie taki smok straszny jak go opowiadają.

Po wieczornych łaskotkach opowiem ci bajkę. Nie po to, byś wiedział, że istnieją smoki, ale po to, byś wiedział, że każdego smoka można pokonać.