1 kwietnia 2012

Przedwiośnie




Zima rozmyśliła się w połowie rozstania i postanowiła nie odchodzić. Wtargnęła gradobiciem w starannie uprasowany rozkład arterii rynku. Przestawiła trajektorię lotu podwawelskich mew. Przepędziła półbuty na cztery wiatry.

Jak po tafli jeziora można ślizgać się po kocich łbach Kanoniczej. W porze drugiego śniadania planujemy przywrócić do życia sanki. Nie przeszkodzi nam choroba, którą nabyłam od ciebie. Kosztowała pocałunek. Od wczoraj żegluje w Zatokach Obocznych Nosa.

Tymczasem śpisz w pokoju obok. Koc łasi się do mnie i merda futrzanym ogonkiem. Na przekór zimie słońce wychodzi na kilka minut z więzienia chmur gradowych. Podciągam rolety, na moment jest ciepły wiosenny poranek. Minuta i słońce gaśnie jak przepalona żarówka.

Na drogę ubieram się w koc. W przedpokoju panuje zima. Puk. Puk. Proszę mówi alternatywne źródło energii przebrane za mężczyznę. Jest ciepły wiosenny poranek.