Powoli
wracam. Z wycieczki krajoznawczej do chwilowej pełni szczęścia,
które wyprowadziło się raptownie. Zostawiło po sobie naderwaną
aortę i puste burczenie wnętrzności. Na zewnątrz wyglądam
zupełnie zwyczajnie, od środka mam tylko podbite oczy.
Powroty
czasem ciągną się jak reklamy. Można przebierać nogami, ale
kroki jak stawiane w śniegu tylko błądzą na metrze kwadratowym
powierzchni. Chodzę w kółko, a pamięć uparcie odtwarza minione
stop-klatki jak zacięty magnetowid od cioci made in USA.
Gdybym
mogła wracać mostem, wybrałabym wiślaną kładkę przy
Podgórskiej. Jest tak blisko domu.
Kolejny
raz wracam z wycieczki krajoznawczej do chwilowej pełni szczęścia,
które wyprowadziło się raptownie. Wiem niewiele. Poza tym, że
można wrócić. A potem znowu wrócić. I znowu.