Złodziej
poranek zabrał mi ciebie w porze małej czarnej. Samotna na blacie
stołu stoi tylko jedna filiżanka. Na jej gorącym fajansowym dnie
jak złote rybki pływają migotliwe wspomnienia wczorajszego
wieczoru. Twój śpiew i taniec. W zanadrzu pocałunki. Popijam kawą
resztki snu.
Przy kawie
myśli błądzą. Przekraczają zbrojone ściany, granice budzącego
się miasta. Doganiają ciebie. W budynku prokuratury w towarzystwie
milczących akt też pijesz kawę. Strzepujesz ostatnie drobinki nocy
z powiek szybkim oka mgnieniem i, gapiąc się w okno, myślisz o
mnie.
Wiem o tym na
pewno, choć nie daję wiary telepatii. Wierzę w to, że można być
siebie bliżej niż kiedykolwiek, osobno pijąc poranną kawę, choć
nie daję wiary teleportacji.
Miarą
bliskości nie zawsze jest ciasny jak sukienki po zimie dotyk.