Wiosna
kryje się po kątach. W niepewnych cienkich łodyżkach. W wątpliwej
zieleni kruchych źdźbeł. Bieli przemykających chyłkiem po
bezkresie nieba baranków chmur.
Jest kapryśna
jak dziewczynka, która ma zbyt wiele do wyboru. Nie może się
zdecydować. Raz podszywa się pod październikową słotę. Raz
wybiera towarzystwo porywistego wiatru- typa spod ciemnej gwiazdy.
Raz wstaje cała w skowronkach i pozwala z wolna budzić się
kwitnieniu. Zgodnie z powszechną tendencją rzadko bywa sobą.
Odwracam od
niej zniecierpliwione spojrzenie. Zagłuszam lęgnące się w głowie
przekleństwa pod jej adresem odgłosami skrzypek biegiem
opuszczających przepastne głośniki. Zasuwam rąbkiem zasłon dziś
zmokniętą jak kura wiosnę na zewnątrz.
Zziębnięta
między żeberkami coraz słabiej grzejącego kaloryfera czekam. Na
powrót z pracy mojej prywatnej wiosny noszącej męskie imię,
podkoszulki z napisami, których nie rozumiem i moje serce pod
podszewką płaszcza. W jej objęciach generuję temperatury, w
których swobodnie mogłyby zakwitnąć wszystkie drzemiące pod
ziemią przebiśniegi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz