Na
ten dzień nie zamówię sobie pogody. Istnieje duże
prawdopodobieństwo huraganu na liście gości. Co więcej- porywczy
bywalec lubi asystę ulewnego deszczu, z którego obowiązkową
obecnością nie sposób się nie policzyć.
Spodziewana
jest także frekwencja innych towarzystw. Z daleka przybędą dalekie
kuzynki, ich polakierowane paznokcie i kąśliwe uwagi. Nieszczęśliwi
wujowie w parze z przechodzącymi od dnia pierwszej komunii świętej
menopauzę ciotkami strojnymi w kwaśne jak ocet miny. Sześcioletnie
damy z uroczymi szczerbatymi uśmiechami wciśniętymi między
rumiane policzki. Młodzi dwudziestoletni z zapasem energii
termojądrowej drzemiącej do pierwszego tańca w podszewkach
garniturów i bocznych kieszonkach torebek.
Nie sposób
przewidzieć dobrego smaku trzypiętrowego czekoladowego tortu,
którym zgodnie z tradycją nakarmimy nawzajem swoje usta koło
północy. Stanu upojenia alkoholowego dalekich kuzynek w porze
kolacji. Wartości ciśnienia nadciśnienia taty, którego mama
zechce zmuszać do podnoszenia krępujących toastów nieznoszącym
sprzeciwu tonem.
Pewników
jest niewiele. Czyjaś łza kręcąca się w oku. Przyspieszone tętno
i suchość w gardle. Mój drżący głos, o ile nie zemdleję, nie
dostanę zawału serca tudzież ataku epilepsji, wypowiadający
słowa:
…oraz,
że Cię nie opuszczę aż do śmierci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz