13 marca 2008

12 Kwietnia 2008




Na ten dzień nie zamówię sobie pogody. Istnieje duże prawdopodobieństwo huraganu na liście gości. Co więcej- porywczy bywalec lubi asystę ulewnego deszczu, z którego obowiązkową obecnością nie sposób się nie policzyć.

Spodziewana jest także frekwencja innych towarzystw. Z daleka przybędą dalekie kuzynki, ich polakierowane paznokcie i kąśliwe uwagi. Nieszczęśliwi wujowie w parze z przechodzącymi od dnia pierwszej komunii świętej menopauzę ciotkami strojnymi w kwaśne jak ocet miny. Sześcioletnie damy z uroczymi szczerbatymi uśmiechami wciśniętymi między rumiane policzki. Młodzi dwudziestoletni z zapasem energii termojądrowej drzemiącej do pierwszego tańca w podszewkach garniturów i bocznych kieszonkach torebek.

Nie sposób przewidzieć dobrego smaku trzypiętrowego czekoladowego tortu, którym zgodnie z tradycją nakarmimy nawzajem swoje usta koło północy. Stanu upojenia alkoholowego dalekich kuzynek w porze kolacji. Wartości ciśnienia nadciśnienia taty, którego mama zechce zmuszać do podnoszenia krępujących toastów nieznoszącym sprzeciwu tonem.

Pewników jest niewiele. Czyjaś łza kręcąca się w oku. Przyspieszone tętno i suchość w gardle. Mój drżący głos, o ile nie zemdleję, nie dostanę zawału serca tudzież ataku epilepsji, wypowiadający słowa:

oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz