W
czarnej rozpaczy jadam wyłącznie mleczną czekoladę.
Rozpacz
dzisiejszego popołudnia bierze się ze stanu podgorączkowego
ciemnych zakamarków mojego ciała goszczącego od blisko tygodnia
gruźlicę, jak wnioskuję z objawów. Między atakami kaszlu,
spazmem wiotkiej malinowoczerwonej krtani wsłuchuję się w spadanie
kropli deszczu na parapet z ocynkowanej blachy. Tak łatwo obraca się
dzień w noc, zasuwając zasłony, zanurzając się po szyję w
głębokiej studni łóżka.
Rozpacz
dzisiejszego popołudnia bierze się z nagłej nieobecności
antybiotyku, którego szerokie spektrum działania obejmuje szereg
przydatnych umiejętności:
1.
Opowiadania w ten sam hipnotyzujący sposób o kodeksie karnym
Makarewicza, francuskiej rewolucji, półzdaniu z książki Singera
tudzież babci, która w ostatnią niedzielę zrobiła niebowgębie
rosołek z lanym ciastem.
2. Śpiewania
we własnym dialekcie, wywodzącym się z gwar, żargonów i narzeczy
Ciasteczkowego Potwora, względnie Zwierzaka z Mapetów.
3.
Wypowiadania w razie potrzeby trzystu słów na sekundę wzbogaconych
zgodnie z kontekstem stosownymi figurami retorycznymi, polegającymi
na użyciu wykrzyknienia będącego wyrazem oburzenia i życzeniem
niepowodzenia, klęski, zarazy, plag egipskich, w zależności od
tego, co też ślina na język przyniesie.
4. Okazywania
tuż po wojnie na słowa, talerze, krzesła miłości całego
wszechświata na tysiące różnych sposobów, nie wyłączając
rytualnego tańca śladem afrykańskich plemion świętujących
zwycięstwo w boju.
5. A także-
z zakresu czarnej magii i szarlataństwa- regulacji wewnętrznych
niepokojów kobiety metodami bezprzyrządowymi z pomocą
wyczekującego na wierzchu dłoni dotyku, milczącego uśmiechu,
gorącego kakao z dodatkową piątą łyżeczką cukru. (Ostatnia
umiejętność przydaje się bardzo w chorobie, kiedy gorączka naraz
przenosi ową kobietę z ogrzewanego centralnie pokoju na polarny
biegun, wprawiając jej zęby w rytmiczne szczękanie).
P. S. Pełnej
nazwy handlowej antybiotyku nie podaję, ponieważ nie jest on na
sprzedaż. Zaczyna się na T., nosi ludzkie imię, koszulki z
napisami, których nie rozumiem i jest chwilowo nieobecny. Bez niego
z choroby, opresji, rozpaczy wychodzi się jak pod stromą górę z
plecakiem ciężkim od wyrzutów sumienia.
Spod łóżka
połyskliwe oczko puszcza do mnie smętne okradzione z czekolady
sreberko.