Wczoraj
pierwszy raz w historii małżeńskiego życia zaklinowały się
trybiki zegarków. Czas przystanął. Trzy godziny siłą wyrwane z
wszelkich kontekstów mieliśmy tylko dla siebie.
Czarna noc
przyjęła w czarne objęcia nasze czarny combi.
Nagle
przypomniałam sobie miłość całego wszechświata do kierującego
pojazdem, który wtórował próbującym swych wątpliwych sił
wykonawcom zatrzaśniętym w radio. Naśladował odgłosy zwierząt,
o których nie słyszała jeszcze taksonomia. Śmiał się, unosząc
wysoko kąciki ust jak szczenięta merdające ogonki.
Obok
codziennych spraw za szybą migotały światła sennego miasta.
Mieniła się nimi znajoma rzeka. Z rybami w środku. Księżycem i
drzewami w środku. Moją niejedną tajemnicą opowiedzianą szeptem
w stanie małej czarnej rozpaczy głębokiej pomarszczonej zieleni.
Czarna noc
przyjęła w czarne objęcia nasze czarny combi. Twoja czarna
koszulka dotyk mojego policzka. Przyglądały nam się uczepione
nieba gwiazdy. Czas odmierzało bicie idealnie zsynchronizowanych
serc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz