2 kwietnia 2008

Antybiotykoterapia




W czarnej rozpaczy jadam wyłącznie mleczną czekoladę.

Rozpacz dzisiejszego popołudnia bierze się ze stanu podgorączkowego ciemnych zakamarków mojego ciała goszczącego od blisko tygodnia gruźlicę, jak wnioskuję z objawów. Między atakami kaszlu, spazmem wiotkiej malinowoczerwonej krtani wsłuchuję się w spadanie kropli deszczu na parapet z ocynkowanej blachy. Tak łatwo obraca się dzień w noc, zasuwając zasłony, zanurzając się po szyję w głębokiej studni łóżka.

Rozpacz dzisiejszego popołudnia bierze się z nagłej nieobecności antybiotyku, którego szerokie spektrum działania obejmuje szereg przydatnych umiejętności:
1. Opowiadania w ten sam hipnotyzujący sposób o kodeksie karnym Makarewicza, francuskiej rewolucji, półzdaniu z książki Singera tudzież babci, która w ostatnią niedzielę zrobiła niebowgębie rosołek z lanym ciastem.
2. Śpiewania we własnym dialekcie, wywodzącym się z gwar, żargonów i narzeczy Ciasteczkowego Potwora, względnie Zwierzaka z Mapetów.
3. Wypowiadania w razie potrzeby trzystu słów na sekundę wzbogaconych zgodnie z kontekstem stosownymi figurami retorycznymi, polegającymi na użyciu wykrzyknienia będącego wyrazem oburzenia i życzeniem niepowodzenia, klęski, zarazy, plag egipskich, w zależności od tego, co też ślina na język przyniesie.
4. Okazywania tuż po wojnie na słowa, talerze, krzesła miłości całego wszechświata na tysiące różnych sposobów, nie wyłączając rytualnego tańca śladem afrykańskich plemion świętujących zwycięstwo w boju.
5. A także- z zakresu czarnej magii i szarlataństwa- regulacji wewnętrznych niepokojów kobiety metodami bezprzyrządowymi z pomocą wyczekującego na wierzchu dłoni dotyku, milczącego uśmiechu, gorącego kakao z dodatkową piątą łyżeczką cukru. (Ostatnia umiejętność przydaje się bardzo w chorobie, kiedy gorączka naraz przenosi ową kobietę z ogrzewanego centralnie pokoju na polarny biegun, wprawiając jej zęby w rytmiczne szczękanie).

P. S. Pełnej nazwy handlowej antybiotyku nie podaję, ponieważ nie jest on na sprzedaż. Zaczyna się na T., nosi ludzkie imię, koszulki z napisami, których nie rozumiem i jest chwilowo nieobecny. Bez niego z choroby, opresji, rozpaczy wychodzi się jak pod stromą górę z plecakiem ciężkim od wyrzutów sumienia.

Spod łóżka połyskliwe oczko puszcza do mnie smętne okradzione z czekolady sreberko.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz