7 kwietnia 2008

Zapomnienie




Odwykłam. A może nigdy nie potrafiłam. Zamykać oczu i płynnie przechodzić wąskim korytarzem skóry w głąb siebie. Coraz trudniej zamyka mi się oczy. Skrzypią rdzewiejące od bezruchu powieki. Zamykam oczy tylko we śnie. Wtedy na moment leniwą strugą płyną przeze mnie karykatury myśli. Śnię niedoskonale. O kotach z nienaturalnie długimi wąsami. O ludziach niepodobnych do ludzi. O nierzeczywistej rzeczywistości.

W świetle dnia czas rzadko zacina się w pół do. Rzadko zastaję siebie w zachwycie nad błyskotliwością spostrzeżeń. Zbyt często całą uwagę koncentruję na bólu w plecach, setkach spraw nie cierpiących zwłoki, silnych męskich ramionach, w których zapamiętale chcę się zapominać.

Zapominam się. Zapomniałam już prawie całą siebie. Co więcej- odkryłam toczącą mnie chorobę- niepamięć tego zapomnienia. Tak jakbym, z całych sił pragnąc oddalić od siebie to wszystko, co mnie stanowi, dzięki czemu ja to ja, udawała, że tego nie ma i nie ma do tego powrotu, że jest tylko to zapomnienie w czymś, w kimś.

Mogę się zapomnieć. Czemu nie? Ale w przerwie od tego zapomnienia powinnam choć na moment zamknąć oczy. Powinnam w zaciszu własnych dłoni spędzić trochę czasu odmierzanego tylko miarowym biciem mojego serca. Pozwolić myślom swobodnie płynąć od neuronu do neuronu. Dogonić siebie w sobie. Na łące poruszonej szumem traw, gdzie, jeśli zechcę, cykanie świerszcza bywa skowytem wilka.

Zamykam oczy. W moim pokoju wiatr odrywa się od gładkiej zieleni pierwszych liści i wkłada mi dłonie we włosy. O nieboskłon ptaków jak bańki mydlane rozbijają się moje myśli. Pod drżącymi powiekami szarość dnia ustępuje miejsca tęczy obrazów.

Ciągle jeszcze potrafię zamykać oczy i płynnie przechodzić wąskim korytarzem skóry w głąb siebie. Zapamiętale zapominać o bożym świecie. Na mgnienie oka zapominać się,  pamiętając tylko o sobie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz