4 kwietnia 2013

Rzęsy






Talia Castellano ma trzynaście lat. Od sześciu od czasu do czasu wraca do domu, gdzie fabrykuje dowody swojego istnienia. Zapisuje chwile i dzieli się nimi za pośrednictwem Twitter'a. Nagrywa je i umieszcza w kanale YouTube. Skrupulatnie mnoży minuty, każdą z osobna fotografuje, opatruje puszczonym oczkiem, podkręconą rzęsą, całodobowym uśmiechem i oddaje do wglądu.

Zdjęcia i filmy jej autorstwa nie są spektakularne z punktu widzenia fabuły i montażu. Na pierwszym planie jest spojrzenie błyszczących czarnych tęczówek, dłonie diagnozowane od wczesnego dzieciństwa w kierunku ADHD, posiadające osobne życie paznokcie polakierowane raz w chmurki na letnim niebie, a raz inny w różowe trupie czaszki, lekko odstające uszy przekłute w kilku miejscach, całe w motylach, kokardach, perełkach, całe w girl's-stuff. 

Talia mówi dużo i szybko, tak jakby siedziała właśnie na popołudniowej herbatce ze swoją przyjaciółką. W międzyczasie, choć cały czas mówiąc, przytula swojego psa, miauczy do kota, pokazuje jakie kupiła sobie ostatnio amazing buty na lato, bluzkę w jej ulubionym niebieskim kolorze, jak zrobić makijaż bez użycia lusterka, jak dobrać okulary słoneczne do kształtu łuków brwiowych oraz jak przykleić sztuczne rzęsy tak aby utrzymały się all day long.

Dopiero wtedy, kiedy porusza temat sztucznych rzęs można się zorientować. Można przypomnieć sobie, że Talia Castellano na co dzień mieszka w szpitalu, a do domu wraca tylko od czasu do czasu, że od blisko sześciu lat z powodu nieustających cykli chemioterapii (jak to w ogóle brzmi: terapia chemią), włosy, brwi i rzęsy miewa tylko okazjonalnie. Okazjonalnie czuje się też dobrze, a właściwie normalnie, choć dla niej normalnie to właśnie dobrze.

Poza tymi chwilami jednak Talia nie odstępuje życia ani na krok, choć to życie uparcie nie chce się z nią przyjaźnić.


















RZĘSY, KTÓRE TALIA PONOWNIE STRACIŁA 30.03.2013.

3 kwietnia 2013

Wyprzedaż





Uwaga, kobieta na wyprzedaży. Za pół ceny odda cyklamenowe usta. Cień rzęs jedwabny. Piegi, wszystkie gwiazdki z nieba policzków. Poduszki dziąseł. Migdałki podniebienne.

Z rabatem siedemdziesiąt pięć procent możesz nabyć jej piersi zaprojektowane przez NASA. Jej pępek, w którym można się ukryć w razie zagrożenia tsunami. Jej kolano, szczyt wszystkiego.

Raz jeszcze przecenione uprzednio przecenione możesz kupić opuszki jej palców stworzone do cudów. Zagłębienia dłoni, w których morza szum, ptaków śpiew. I serce, które będzie się oblewało rumieńcem, ilekroć spojrzysz.

Promocja w toku. Kolejny wart krocie egzemplarz kupił za jeden tani uśmiech jakiś mężczyzna.  

1 kwietnia 2013

Makieta





Makietę świąt ustawiono. Stół, krzesła, krystalicznie białe serwetki.

Wskazane jest siedzieć prosto, nie wstawać od stołu, nie mlaskać, nie przeglądać się w łyżeczce. Wraz z talerzem rosołu należy pobrać w kuchni karteczki z tematami konwersacji. Nakazuje się nie poruszać tematów zmarłych, gdyż żywym może być przykro. Nie mówimy też o podwójnych podbródkach, nałogach, bólach w klatce piersiowej, nerwicy i lękach nocnych. Pomijamy milczeniem osobę nieobecnej ciotki, której życie smakuje gorzko jak najlepsze lekarstwo. Nie wspominajmy też imienia tego, którego imienia lepiej nie wspominajmy.

Udawajmy że jesteśmy slim-fit, in-a-good-mood, że mamy wspaniałe kontakty i każdy dobrze wie, co komu w duszy gry. Przecież jesteśmy uśmiechnięci, więc na pewno wszystko jest u nas w porządku. Jesteśmy tacy szczęśliwi i tak się świetnie bawimy, kiedy słuchamy tej samej historii tysiąc pierwszy raz, zamiast raz jeden jedyny powiedzieć, co mamy naprawdę na myśli.

Na deser popełnijmy zbiorowe węglowodanowe samobójstwo. Z mazurkiem w ustach bez wyrzutów sumienia można siedzieć cicho. A po mazurku, po cytrynowej babce, po czekoladowej muffince już czwarta. Można się zbierać do koleżanki-wersalki, krzyżówki i facebook'a.