20 marca 2012

Arytmetyka


Czas biegnie z prędkością sześćdziesięciu minut na godzinę. W rytm wskazówek zapalają się kolejno żółte oczy bloków. U podnóża mieszkaniowej spółdzielni stygnie mój samochód granatowy-prawie-czarny.

Dom mierzy zaledwie kilkanaście kroków na długość i szerokość. Mimo tego w czterech ścianach nie ograniczają nas centymetry. W progu rozkładasz ramiona na szerokość równika. Na twój widok podskakuję na wysokość tyczki Artura Partyki.

W małych filiżankach parzę litr kawy na głowę. W zagłębieniach dłoni niosę dzień do opowiedzenia, a jednak przeciskam się przez jednoskrzydłe drzwi. Na skórze moich piersi zmieścisz się cały.

14 marca 2012

Coffee Break

 
Tydzień opływa lukrem. Lukier połyskuje w słońcu, które bez pukania wchodzi przez uchylone okno do dyżurki. Pączki błyszczą, jakby oddziałowa po kąpieli olejnej godzinami polerowała je miękką ściereczką z mikrofibry.

Pączka popijam kawą. Słodycz goryczą.

Na oddziale kapią kroplówki. Miniaturowy deszcz wsiąka w miniaturowe żyły. Szumią respiratory. W klatkach piersiowych zabłądził wiatr. Gdzieś daleko dzieci zwyczajnie bawią się w chowanego, w biegu tłuką talerze i przedszkolnego wroga na kwaśne jabłko.

Na tamtej sali wszyscy są zdrowi. Posłusznie myją zęby i popijają marchewkę syropem. Epikryza będzie krótka, nie będzie w niej żadnych strasznych słów. Będzie można ją czytać jako bajkę na dobranoc.

Na tej sali jest tylko jeden i ten sam. Jego oczy jak szklane kulki do gry toczące się po ścianach z krecikiem Krecikiem i zającem Poziomką. Jego brzuch w błękitnym kaftaniku niebezpieczeństwa wielokroć pokrojony troskliwą dłonią chirurga. Epikryzy nie będzie.

Pączka popijam kawą. Słodycz goryczą.