W
wieczornej ciszy poduszek opadam miękko w poszewkę z twoich rąk. W
trwającym milisekundy locie uzbrajam się w szerokokątny uśmiech.
Po same zęby. Szybkim mrugnięciem powiek odganiam pamięć dzienną
zmartwień, korków- potworków i rozlanego mleka.
Leżę
z tobą rozebrana. Z ubrań i zasłon.
Mieszkamy
w łóżku. Do tej pory wymyśliliśmy w nim mnóstwo teorii, figur
retorycznych i erotycznych. Kilka razy poddaliśmy pod wątpliwość
prawo grawitacji, lewitując pod sufitem po odbiciu z materaca.
Nauczyliśmy się naśladować odgłosy zwierząt, ze szczególnym
uwzględnieniem fok i lwów morskich. Stoczyliśmy miliony pojedynków
na kapcie, rewolwery złożone z dłoni i szpady z palców
wskazujących. Przedyskutowaliśmy losy świata i naszego półświatka.
Ułożyliśmy setki limeryków i bajek na dobranoc. Zjedliśmy wagon
czekolady. Wypiliśmy hektolitry wina, po którym do późnej nocy
tańczyliśmy z gwiazdami. Bawiliśmy się w operę, film „Nosferatu
Wampir”, Żwirka i Muchomorka oraz policjanta i rzezimieszka. Parę
razy w konwulsjach umarliśmy ze śmiechu, potłukliśmy szklanki i
podpaliliśmy kołdrę od świeczek.
Jeśli
ktoś zapyta mnie po śmierci, co za życia lubiłam najbardziej,
odpowiem, że leżenie z tobą w łóżku.