24 września 2008

Łóżko




W wieczornej ciszy poduszek opadam miękko w poszewkę z twoich rąk. W trwającym milisekundy locie uzbrajam się w szerokokątny uśmiech. Po same zęby. Szybkim mrugnięciem powiek odganiam pamięć dzienną zmartwień, korków- potworków i rozlanego mleka.



Leżę z tobą rozebrana. Z ubrań i zasłon.



Mieszkamy w łóżku. Do tej pory wymyśliliśmy w nim mnóstwo teorii, figur retorycznych i erotycznych. Kilka razy poddaliśmy pod wątpliwość prawo grawitacji, lewitując pod sufitem po odbiciu z materaca. Nauczyliśmy się naśladować odgłosy zwierząt, ze szczególnym uwzględnieniem fok i lwów morskich. Stoczyliśmy miliony pojedynków na kapcie, rewolwery złożone z dłoni i szpady z palców wskazujących. Przedyskutowaliśmy losy świata i naszego półświatka. Ułożyliśmy setki limeryków i bajek na dobranoc. Zjedliśmy wagon czekolady. Wypiliśmy hektolitry wina, po którym do późnej nocy tańczyliśmy z gwiazdami. Bawiliśmy się w operę, film „Nosferatu Wampir”, Żwirka i Muchomorka oraz policjanta i rzezimieszka. Parę razy w konwulsjach umarliśmy ze śmiechu, potłukliśmy szklanki i podpaliliśmy kołdrę od świeczek.



Jeśli ktoś zapyta mnie po śmierci, co za życia lubiłam najbardziej, odpowiem, że leżenie z tobą w łóżku.




17 września 2008

Szary




Ktoś porwał słońce w nocy z piątku na wrzesień. Nie dynda pod błękitnym sufitem beztrosko jak nadęty helem balonik, jamniczy ogonek na wietrze czy kolczyki na dyskotece.

W zastępstwie słońca na podeście nieba występują chmury w smętnych odcieniach szarości. Ptaki z dziobem na kwintę. Samoloty z opuszczonymi w geście rezygnacji skrzydłami.

Patrząc przez okno, zakładam trzecią parę skarpetek. Bez słońca nie złoci się jesień. Na balkonach zamiast schnąć wilgotnieją szare koszulki. Mięso na obiad sprzedała mi dziś kobieta o szarych oczach. Naprzeciwko tapetują ściany szarością swetrów.

Sun wanted. Live or dead.

15 września 2008

Deszczowy Dzień




Niemożliwe, żeby w taki dzień jak ten ktoś skomponował genialną sonatę. Doprowadził powieść do punktu kulminacyjnego. Trącił pędzlem płótno. W ogóle wstał z łóżka.

W takie dni jak ten jada się czekoladę, tonie w poduszkach i narzeka na ból głowy. W takie dni jak ten łaknie się towarzysza łóżkowej niedoli znającego się na głaskaniu i mruczankach. Bez przerwy się marudzi. Wylicza minione i przyszłe katastrofy lotnicze, światowe wojny i anginy. Marznie się pod podwójną kołdrą, rysuje wyłącznie wisielców i jest się w nastroju melancholijnym. Duma się nad własną i powszechną niedolą. Niesprawiedliwością. Korupcją. Czekoladą, która się zjadła.

W takie dni jak ten nie komponuje się sonat. Nie pisze powieści. Nie maluje obrazów. W ogóle nie wstaje się z łóżka.

Nie wstaję. Czekam na towarzysza łóżkowej niedoli. Towarzysz zna się na mruczankach. I kobiecie o imieniu Dagne, której czasem zupełnie bez powodu świat się wali w deszczowy dzień…