Niemożliwe,
żeby w taki dzień jak ten ktoś skomponował genialną sonatę.
Doprowadził powieść do punktu kulminacyjnego. Trącił pędzlem
płótno. W ogóle wstał z łóżka.
W
takie dni jak ten jada się czekoladę, tonie w poduszkach i narzeka
na ból głowy. W takie dni jak ten łaknie się towarzysza łóżkowej
niedoli znającego się na głaskaniu i mruczankach. Bez przerwy się
marudzi. Wylicza minione i przyszłe katastrofy lotnicze, światowe
wojny i anginy. Marznie się pod podwójną kołdrą, rysuje
wyłącznie wisielców i jest się w nastroju melancholijnym. Duma
się nad własną i powszechną niedolą. Niesprawiedliwością.
Korupcją. Czekoladą, która się zjadła.
W
takie dni jak ten nie komponuje się sonat. Nie pisze powieści. Nie
maluje obrazów. W ogóle nie wstaje się z łóżka.
Nie
wstaję. Czekam na towarzysza łóżkowej niedoli. Towarzysz zna się
na mruczankach. I kobiecie o imieniu Dagne, której czasem zupełnie
bez powodu świat się wali w deszczowy dzień…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz