29 sierpnia 2008

Parasol




Czasem podziewa się nie wiadomo gdzie. Nie dzwoni długie trzy kwadranse. Nie daje znaku życia telepatyczną pocztą.

Dzieje się to zawsze akurat w największej potrzebie. Kiedy chmury przesłaniają słońce. Mokną szyby i oczy za firanką z tuszu noir. Włosy nie chcą się układać. Lakier schnąć na paznokciach. Ciasto rosnąć. Ubijać się śmietanka na podwieczorek. Wszystko nagle się przypala. Leci z rąk. Przelewa się. Nie mieści. Rozsypuje. Gubi. Wszystko jest nie tak.

Dziś znowu się zapodział. Ktokolwiek go znajdzie, proszony jest o natychmiastowy zwrot zguby. Jest już wysłużony, prawie trzydziestoletni. Ma sto osiemdziesiąt dwa centymetry wzrostu. Oczy niebieskie. Zamaszyste ruchy. Lubi drapanie za uchem i długie wieczorne rozmowy. Wyszedł rano do pracy i ciągle nie wraca.

Czasem podziewa się nie wiadomo gdzie. Mój parasol przeciwdeszczowy. Przeciwsłoneczny. Piorunochronny. Bez niego wszystko jest nie tak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz