Widziałam
wczoraj siebie w lusterkach twoich oczu. Półpłynną jak topniejąca
łaskotliwie na podniebieniu czekolada. O miękkich wykończonych
szeptem konturach. O smakowitych karminowych ustach, w które
wbijałeś kąśliwe nieostrożne zęby.
Naraz
zima ustąpiła przychodzącemu na myśl sierpniowi. Pod
przymkniętymi powiekami znowu miałam bezwstydnie krótką
spódniczkę. Upieczone przez słońce na złoto- brązowo za dnia
ramiona. Czereśnie zamiast kolczyków.
Ciągle
pamiętam tamto gorące lato, kiedy pod niezdarnie kryjącym się za
drobinkami gwiazd nagim niebem z gracją po raz pierwszy przykrywałam
się tobą. Naga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz