Otóż zima. Łaszą się szaliki. Pragną dotyku rękawiczki. W spółdzielni mieszkaniowej więdną kwiaty doniczkowe i sekretarki. Bo się zacięło ksero, kawa fusiasta za fusiasta, a kolejka jak na Kasprowy. Dozorczyni o świcie odtańczyła rytualne tango na śniegu z szuflą. Pije kawę fusiastą w kanciapie i tęskni do łóżka. Pani Władzia prowadza się ze sforą psów po wyślizganych zakrętach losu. Chciałaby choć na moment mieć tylko zęby mleczne, wleźć u babci na piec i nie schodzić do kolacji.
Spieszę się, żeby postawić krok za progiem. Po drodze wstępuję do spółdzielni mieszkaniowej. Stoję chwilę w kolejce długiej jak na Kasprowy. Pachnie kawą fusiastą, czarną, smętną, bez mleka, bez drobinek cukru, które przyjemnie łaskoczą podniebienie. Wychodząc, mijam dozorczynię zbrojną w szuflę, po kawie czarnej, w głowie z czarnymi myślami. Przy klatce pani Władzia karmi psy chlebem z reklamówki.
Przekręcam klucz w zamku. Zostawiam zimę za drzwiami. Odległą jak słońce o tej porze roku. Kawa będzie z mlekiem i z cukrem. Zaraz wrócisz z pracy. Z tobą jest mi jak na babcinym piecu.
Wszystkie kroki prowadzą do domu. Te w myślach i te na śniegu.
Otóż zima.
OdpowiedzUsuńTrwa.
Moja kawa też jest z mlekiem, brak w niej cukru.
Dosładzam ciachem.
Życzę sobie w przyszłości, takiej codziennej, pięknej miłości. :)