Wczoraj
na klatce schodowej ktoś zgubił but. Mokasyn. Czarny, gruboskórny,
po przejściach.
Porzucono
go na trzecim stopniu w pół drogi na piętro. Jak kochanka, w pół
zdania, w pół obiadu, w pół do trzeciej. Ktoś życzliwy ułożył
go między żeberkami kaloryfera, żeby umniejszyć mu żal po
stracie drugiej połowy pary, która ulotniła się bez słowa na
ciepłej stopie do mieszkania numer sto jedenaście.
Poznali
się dawno temu na dnie pudełka. Spacerowali razem ulicami miasta,
trzymając się ukradkiem za sznurowadła. Podziwiali zachody słońca,
tęcze i gwiazdy pomieszkujące kątem w kałużach. Zawsze i
wszędzie byli razem. Aż do wczoraj.
Trzeba
wystąpić do rady mieszkańców z prośbą o zamieszczenie anonsu.
Na tablicy ogłoszeń obok numeru straży pożarnej. Że czarny,
gruboskórny, po przejściach z utęsknieniem oczekuje powrotu swojej
drugiej połowy. Może się zejdą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz