Tęsknię
za rzeką. Z rybami w środku. Z niebem i drzewami w środku. A nocą
z żółtym księżycem w środku.
Woda ponoć
zawsze pomaga. Zimny łyk w gardle łagodzi mdłości dnia
poprzedniego. Cierpko-lepkiego od zmęczenia jak gazowany napój,
którym popijają sześciolatki. Obiady, bąbelki śliny i gumy do
żucia. Przypadkiem.
Tęsknię za
rzeką. Szarozieloną. Jak pomarszczony jedwab.
Nieostrożne
słowa mają jeden skutek. Przez nie ktoś zaczyna cię mniej kochać.
Nieostrożne słowa nie obszyte amortyzującą uderzenia otuliną
utkwiły wczoraj w ciepłym miąższu doskonale kurczliwej czerwieni.
Zraniona zabiła nerwowo jak oddana przez rzekę na śmierć ryba.
Jej właściciel kocha mnie teraz mniej. Może tylko o ciut, ale ja
to czuję. I mi niedobrze.
Tęsknię za
rzeką. Z rybami w środku. Z niebem i drzewami w środku. Tej nocy z
przetrąconym żółtym księżycem w środku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz