12 czerwca 2008

Killer in Me




Nie bywam ostatnio zwierzątkiem futerkowym. Nie miewam nastrojów potulnych jak wymoczone w wybielaczu baranki. Pod głaskającą dłonią pozostaję szorstka. Kosmata jak przyjaciel Wesołego Diabła.
Prywatny kredyt hipoteczny na niebotyczną sumę nieuchronnie przybliża mnie do wieku umieralnego. Takiego, w którym człowiek już nie młody, ale jeszcze nie stary, staje w rozkroku i musi podejmować decyzje. Powinnam wybierać lekko, zamaszyście. Przedmioty wyborów bowiem pachną nowością, mają kuszące kolory i przyjemną powierzchowność.

Dzisiejszego popołudnia gładziłam pierwsze własne drzwi po grzbiecie z mdf- u. Wybierałam trele- panele- morele. Wszystko pięknie ładnie. Luz blues. Jumpa, jumpa, jumpa- pa, zbieramy orzeszki, ciesząc się majem- jak mawiał z przekąsem Kłapouchy w chwilach całkowitego zwątpienia poprzedzonego częściowym zwątpieniem.

Mogę kupić całą Castoramę razem z panami doradcami- ekspertami- operatorami wózków widłowych. Bardzo chętnie. Skąd tylko, się pytam, wezmę na to wszystko pieniądze? Za co załatam mnożące się z każdym kolejnym wejrzeniem szpary w podłodze? Za co wyrównam ściany gładkie jak tereny tureckiego Pamukkale? Za co je pomaluję na kolory pokoi wydrążonych w głowie długoletnim biegiem rozentuzjazmowanych myśli? Prawdopodobnie tego typu kwestie rozwiązuje się za pomocą pieniędzy, których z całą pewnością w pożądanych sumach nie posiadam.

Wobec powyższego podaje się do wiadomości męża:
  1. Od jutra obiady będzie się jadać co trzeci dzień
  2. Mięso na święta
  3. Ciasta z wisienką w okrągłe rocznice ślubu
  4. Słodycze w dniu urodzin
  5. Przekąski zastąpi pasta do zębów, świeże powietrze i woda z kranu


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz