26 czerwca 2008

Widoczek




Z kuchni do przedpokoju przechodzę w pięć sekund. Wzrokiem w górę firanki w czasie równym spadaniu gwiazdy, która spełni życzenie pragnącego. Być może.

Przyciasne jak zeszłoletnie sukienki ściany są pełne upału. Tropikalnego dusznego powietrza, tego samego, które wypełnia po brzegi dalekie południowe wybrzeża. Miejsca drzemiące na końcu świata, w których popijają tęczę z wysokich szklanek, wcierają masło kokosowe w osmaloną skórę i tańczą do pory śniadania.

Z tęsknoty za rozciągającym się poza zbrojonymi ścianami bloku światem zażywam chłodnej kąpieli. Tuż po wyleguję się na brzegu wanny. Brzeg morza pozostawiam majaczący w nieokiełznanej wiecznie przytomnej wyobraźni. W razie potrzeby podpowiada widoczki z palmą na pierwszym planie boleśnie gryzące się z rzeczywistą perspektywą popołudniowej drzemki w setkach stron do zapamiętania.
Na całe szczęście popołudnie jak co dzień uświetni powrót z pracy właściciela gorącej skóry, która świetnie służy mi za plażę południowego wybrzeża.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz