Dopiero
od wczoraj zauważam lato. Ciemną zieleń liści oglądanych od
podszewki z perspektywy spaceru. Spacery dla mnie wynaleziono wczoraj
o w pół do północy. Zapamiętana w zapamiętywaniu chorobowych
symptomów, dawek leków i groźnych powikłań zapomniałam o bożym
świecie.
Dopiero
od wczoraj zauważam ciebie. Twoje dalekie tęsknoty, zachcenia i
zachcianki. Powleczone kolorami pompowanych helem baloników. Lekkie
i rozpustne, sięgające nieba, jeśli tylko na chwilę spuścić je
z oczu.
Dopiero
od wczoraj zauważam siebie. Zapomniałam o trudnych rozmowach.
Dziennej wspinaczce wysokogórskiej porozumienia. Alchemicznej sztuce
łagodzenia konfliktów. O trudnej umiejętności wysłuchiwania zdań
do końca. Przebywanie w towarzystwie książek stępiło we mnie
instynkty łagodnego balsamu, który przyłożony koi rany nie tylko
ciała.
Żyłam
z dala od prawdziwego świata, aż do wczoraj. Zapamiętana w
zapamiętywaniu etiologii chorób, patogenezy objawów i działań
ubocznych leków zapomniałam ciebie. Zapomniałam twoje słowa
wypowiadane w pośpiechu. Dłonie błądzące w powietrzu w rytm
perorowania. Pragnienia lęgnące się w głowie z intensywnością
kwitnienia o panującej porze roku.
Mój
początek lata rozpoczął się kłótnią z całym światem.
Zapamiętana w zapamiętywaniu czynników ryzyka chorób, inwazyjnych
metod ich leczenia i wyników badań laboratoryjnych zapomniałam o
nim.
Mój
świat nosi męskie imię, japonki w kolorze trawy i jest na mnie
śmiertelnie obrażony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz