25 lipca 2008

Randez Vous





O świcie w pośpiechu budzi się miasto. Przecierają zaspane oczy wysokie damskie szpilki i, stukając, wychodzą na ulice. Gołębie prostują zastane we śnie skrzydła i odwiedzają znajome okienne parapety. Budzą się śmieciarki. Samochody dostawcze pełne bułek na śniadanie. Tramwaje w sennych zajezdniach. Listonosze, ulotkarze, panie z poczty. W zamkach klucze. Na ulicach kroki.

O świcie budzi mnie miasto. Znam na pamięć wszystkie wydawane przez nie odgłosy. Tupnięcia nogą. Trzaśnięcia drzwiami. Zgrzytliwe pomruki silników.

Dochodzi dziewiąta. Ubieram się w pośpiechu. W koszulkę i rumieniec na twarzy. Jak lady in love. Wychodzę na spotkanie z tym, którego nie oddałabym za skarby świata.  Wiecznie majaczącym w gorączce, wiecznie spieszącym się, hałaśliwym, niedomytym, ale jedynym w swoim rodzaju. Moim miastem.     
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz