O
świcie w pośpiechu budzi się miasto. Przecierają zaspane oczy
wysokie damskie szpilki i, stukając, wychodzą na ulice. Gołębie
prostują zastane we śnie skrzydła i odwiedzają znajome okienne
parapety. Budzą się śmieciarki. Samochody dostawcze pełne bułek
na śniadanie. Tramwaje w sennych zajezdniach. Listonosze, ulotkarze,
panie z poczty. W zamkach klucze. Na ulicach kroki.
O
świcie budzi mnie miasto. Znam na pamięć wszystkie wydawane przez
nie odgłosy. Tupnięcia nogą. Trzaśnięcia drzwiami. Zgrzytliwe
pomruki silników.
Dochodzi
dziewiąta. Ubieram się w pośpiechu. W koszulkę i rumieniec na
twarzy. Jak lady in
love. Wychodzę na spotkanie z
tym, którego nie oddałabym za skarby świata. Wiecznie
majaczącym w gorączce, wiecznie spieszącym się, hałaśliwym,
niedomytym, ale jedynym w swoim rodzaju. Moim miastem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz