Za
dnia leżakują szeptem w przedsionku głowy. Nie zdradzają
obecności. Nie wywołują skandali nagłym comming
out.
W porze
wieczornego półsnu, kiedy na ścianach kładą się długie cienie
rzęs, dobijają się do środka. Powleczone skórą- niewidką
opuszczają dzienną poczekalnię i wprawnie podszywają się pod
rzeczywistość.
Karykatury
dziennych lekkich jak piankowe cukierki z truskawek w proszku myśli.
Mają ciężar ołowiu. Siłę przekonywania zdesperowanego
zdradzonego kochanka. Noszą wyłącznie czarne stroje żałobników,
przyprawiają sobie kity przebiegłych lisów i zęby zajadłych
psów.
Odebrany im
na krótki przebłysk świadomości przez trzaśnięcie drzwiami
przez sąsiada człowiek oddycha z ulgą jak cudem ocalony z pożaru,
wyrwany ze szpon wawelskiego smoka lub zwolniony z kary
bezterminowych łaskotek.
Każdy miewa
czasem koszmary. Nie każdy kogoś, kto z nich budzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz