20 czerwca 2008

Koszmary





Za dnia leżakują szeptem w przedsionku głowy. Nie zdradzają obecności. Nie wywołują skandali nagłym comming out.

W porze wieczornego półsnu, kiedy na ścianach kładą się długie cienie rzęs, dobijają się do środka. Powleczone skórą- niewidką opuszczają dzienną poczekalnię i wprawnie podszywają się pod rzeczywistość.

Karykatury dziennych lekkich jak piankowe cukierki z truskawek w proszku myśli. Mają ciężar ołowiu. Siłę przekonywania zdesperowanego zdradzonego kochanka. Noszą wyłącznie czarne stroje żałobników, przyprawiają sobie kity przebiegłych lisów i zęby zajadłych psów.

Odebrany im na krótki przebłysk świadomości przez trzaśnięcie drzwiami przez sąsiada człowiek oddycha z ulgą jak cudem ocalony z pożaru, wyrwany ze szpon wawelskiego smoka lub zwolniony z kary bezterminowych łaskotek.

Każdy miewa czasem koszmary.  Nie każdy kogoś, kto z nich budzi.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz