15 lutego 2012

Ameryka




Wiktoria obudziła się dziś pierwsza. Nie było jeszcze w pracy siostry oddziałowej, nie było jej spojrzenia za szybkami okularów, jej dużych zębów i aparatu do pomiaru ciśnienia w człowieku. Była tylko cisza i zapach poduszki. Dotyk prześcieradła w króliki i budzące się ze snu myśli.

Myśli Wiktorii o poranku pozostały niewypowiedziane. Zamknięte szczelnie za bramką strun głosowych, tuż obok rurki tracheostomijnej. Wystawiła stopy w różowych skarpetkach przez metalowe emaliowane szczeble. Za krawędzią łóżka rozciągał się świat, którego nie znała. Począwszy od dotyku chłodnej podłogi, przez szpitalny korytarz, dziedziniec z podjazdem dla karetek, sklep Tesco tuż za rogiem, kocie łby rynku, Kanoniczą jak z bajki, Amerykę, Wielką Rafą Koralową u wybrzeży Australii, skończywszy na gwieździstym nocnym niebie.

Wiktoria o poranku leżała zamknięta w samej sobie. W poprzek łóżeczka, w którym mieszkała, odkąd zaczęła się jej pamięć. Bez planów na przyszłość, w różowych skarpetkach. O siódmej przyszła siostra oddziałowa, przyniosła aparat i zmierzyła Wiktorii ciśnienie, podkręciła tlen, spojrzała zza szybek okularów, uśmiechnęła się dużymi zębami i wyszła. Wiktoria została sama. Nie snuła planów na przyszłość. Przymknęła oczy i przez moment krótki jak oddech przypomniała sobie dotyk matki. Jak gwieździste nocne niebo, Ameryka, jak spełnione wszystkie życzenia.

Popołudniu odebrałam telefon od matki Wiktorii. Dzwoniła pierwszy raz od miesiąca. Nie przyjedzie. Nie ma czasu. Nie ma na autobus. Nie, bo nie. Niebo nie dla Wiktorii. Nie dla niej Ameryka. Jutro obudzi się pierwsza, obudzi się, nie wstanie. Wstaną tylko jej myśli i niebieskie oczy, które wyjdą na spotkanie moim na porannej wizycie. W kartę zleceń chętnie wpiszę to wszystko, czego pragnie. Szkoda tylko, że nie można tego dostać w żadnej aptece.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz