Nie
wierzę Wiośnie. Przyszła tylko na chwilę zawrócić nam w
głowach. To słońce, które błyszczy na tle nieba jest fałszywe,
to tylko jarzeniówka, można je dostać w pierwszym lepszym
elektrycznym. Fałszywe są też podmuchy ciepłego jak poranne łóżko
wiatru. I nagły zapach dotąd bezwonnego powietrza temperatury
ciekłego azotu.
Ta
Wiosna jest przebrana. Spod jej cienkiego prochowca utkanego ze
stokrotek wionie chłodem stycznia. Odejdzie tak prędko jak
przyszła. Niezmiennie martwe będą łąki, biedronki i spojrzenia
przechodniów.
Na
prawdziwą Wiosnę trzeba jeszcze poczekać. Czekanie ciągnie się,
a jego finał jest niepewny jak teoria wielkiego wybuchu. Nikt nie
wie, kiedy przyjdzie, nie wyłączając Nostradamusa i pana Macieja z
Kosmica.tv, którego odkryłam wczorajszego wieczora wraz z T. w
porze wieczornych łaskotek.
Czekam
na Wiosnę jak na obietnicę pełni szczęścia. Czekanie w dobrym
smaku osładza mi obecność własnego Pierwiosnka. Na imię ma T.
Zawsze, kiedy wchodzi do pokoju, nastaje Wiosna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz