James
jest człowiekiem. Męczy się, kiedy robi pompki. W zagłębieniu
pod prawym obojczykiem nosi bliznę,
pamięć rany. W pierwszych ujęciach po długim jak telenowela
pościgu tonie, zapada bezsilnie w świat morskiej syrenki,
wstrzymuje oddech i liczy do dziesięciu w oczekiwaniu na koniec. W
finałowej scenie w kąciku jego oka zbiera się, mieni w świetle,
spływa policzkiem łza.
Czy to
przystoi agentowi 007 ? Agentowi do zadań specjalnych. Z licencją
na zabijanie. Bez łupieżu. Nieświeżego oddechu. Z wyłącznością
na wszystkie kobiety wszechświata.
Przystoi.
Krwawić, pocić się, mieć palpitacje serca. Dla równowagi ściga
się z prędkością cząstek Higgsa. Potrafi zawisnąć nad przepaścią.
Jest operatorem dźwigu. Skrada się bezszelestnie jak afrykański
kot. Ma szczęście w kartach. Spojrzenie bazyliszka. Zabija z
refleksem błyskawicy.
Staroświecki,
ale współczesny. Mięśniak, ale gentelmen. Poważny, ale z
poczuciem humoru. Profesjonalny, ale współczujący. W smokingu
wartym fortunę, ale gotowy tarzać się w błocie.
Umówiłam
się z nim w miniony poniedziałek. W kinie
obszytym pluszem przy zgaszonym świetle z trzaskiem opadło niebo. Zostałam bez apelacji uwiedziona. Wróci nieprędko. Czekam z niecierpliwością.
Jesteś kolejnym blogerem, który potrafi pisać! Świetna narracja!
OdpowiedzUsuń