22 stycznia 2013

Drugi Raz





Rzeka z dala wydała się odmieniona nie do poznania. Jakieś inne z rybami pływały w niej gwiazdy, księżyce i planety. Ciemne wodorosty i nieopowiedziane tajemnice.

Stojąc po kostki, przeglądałam się w płynnym lustrze. Inna, lżejsza o kamienie nasercowe, nawrócona na dawno utraconą wiarę w cuda-niewidy.

Rzeka objęła mnie falą łagodną, nurtem jak kołysanką, sitowiem jak ramieniem. Poszłam w tatarak, w lepki muł, w bursztyny.

Już prawie nabrałam wody w usta, już prawie się nabrałam. Z węgorzami we włosach stojąc, ujrzałam ją dawną, znajomą. Toń miała ciemną, granatową, nieprzezierną. Zimną jak policzek wymierzony martwym rybim ciałem. Bez złotych welonek w gardle, bez fosforyzujących meduz, bez obietnic, bezwzględna.

To była ona, ta sama znajoma. A babcia mówiła, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz