Horror
nie robi dobrze na sen. Po horrorze sny chorują. Gorączkują.
Kaszlą. Niekiedy zupełnie tracą życie.
Sny
lękają się mrocznych widoków. Niedoświetlonych kościołów.
Ślepych uliczek. Milczenia owiec. Krzyku w ciemności. Jazdy
samochodem w atramentową noc, kiedy wiadomo, że zaraz skończy się
benzyna i to akurat w lesie.
Prowadząca
Julianne Moore wysiądzie w mokrą trawę i ze stoickim spokojem
przemierzy dystans pięciu kilometrów po absolutnym ciemku-cichu.
Dotrze do chatki-nie-puchatki, uchyli drzwi i ujrzy w bujanym fotelu
na biegunach z ludzkich kości udowych na drutach robiącą
szubienicę babulinkę. Babulinka od pewnego czasu świętej pamięci,
co rozpoznasz po brakach w ciągłości naskórka powlekającego
twarz, o jednym tylko oku i to rzecz jasna z bielmem, zaproponuje
herbatkę Lipton z rumiankiem i cyjankiem.
Zrobi
się całkiem miło, w anturażu światła gromnicy popłyną z ust
błogie wspomnienia dzieciństwa, pierwszej miesiączki i ostatniej
wieczerzy. I kiedy już uspokoisz oddech, drżenie rąk ustanie pod
powierzchnią koca w tygrysy, serce wróci do zwykłego zatokowego
rytmu nagle otworzą się drzwi i stanie w nich ktoś, w stosunku do
kogo starsza pani od herbatki i robótek wyda ci się najmilszą
osobą, jaką kiedykolwiek oglądały twoje oczy.
Horrory
nie są na dobranoc. Po wczorajszym mój sen opuścił
mieszkanie. Już trzecia. Czekam aż wróci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz