11 lutego 2013

Anioł Stróż




Raz na czas przeprowadzam operację na tamtym kuchennym stole, krótki zabieg montażu rurki do oddychania. Przed zabiegiem ze stołu zdejmują obrus, odstawiają też w kąt krzesła, gdzie przestraszone nie na swoim miejscu czekają na pomocną dłoń z głębi pokoju.

Półtoraroczne ciało, któremu zabrakło atencji cukrowej wróżki, anioła stróża oraz świętego tercetu, kiedy się rodziło, ułożono już na stole. Dochodzi siedemnasta, za oknem świat ciemnieje jakby się miał skończyć, zza szyby okiennej wlepiają we mnie węgielne spojrzenia trzy miniaturowe bałwanki. W telewizji Benedykt XVI rezygnuje z bycia głową, gdyż nogi ma już nie te.

Jeszcze o tutaj poproszę światło, pan tu przysunie tą lampkę nocną, udawajmy, że to sala operacyjna. Oddychaj, Ania. Oddycha. Oddech porusza się w niej, wchodzi i wychodzi. Patrzę na jej mleczne zęby, potem na koty kurzowe wąsate pod łóżkiem, na Benedykta i na jej matkę, która wyskoczyła z ciała, z tej bluzki z półgolfem, pantofli z czerwonego flauszu i uciekła. Siedzi tylko ciałem w kącie na przestraszonym nagłą zmianą adresu krześle.

Przed chwilą właśnie wróciła od psychiatry, przepisał jej nowe leki na żal po stracie dziecka. Dziecko straciła przy porodzie, choć patrzy teraz, jak ono oddycha. Dziecko żyje. Oddech jest jedynym znakiem, po którym można to poznać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz