Nie
prosiłam lutego, by przyszedł. Odmienił oblicze ziemi. Starannie
wyprał powietrze z zapachów. Między nagie drzew gałęzie schował
przenikliwy wiatr. W kominy zawieje. W okienka piwniczne zamiecie.
Biały
baranek śniegu jest teraz burym futrem wilka. Przechadzam się nim w
drodze do samochodu o nieświeżym jak zapomniana lodówka poranku.
Odbywam krótki spacer w milczącym towarzystwie mew podwawelskich,
dębnickich, nawet mewy się nie odzywają o tej porze roku.
Tu
wczoraj zacumowałam mój samochód granatowy-prawie-czarny jak
Kaspijskie Morze. Na przystani w zamarzniętym Kaspijskim Morzu tuż
obok lodołamacza i Wartburga sąsiada. Wsiadam, przekręcam kluczyk
i sunę lodową taflą do pracy.
Ziemia
w tym szarym północnym kraju rzadko zbliża się do słońca. Idzie
luty, obuj buty. Możesz też łykać witaminy, suplementy diety i
słońca. W końcu i tak pod twój próg podejdzie Kaspijskie Morze i
myśli temperatury lodu jak nóż pod gardło.
Mewy
znów dziś nic nikomu cicho-sza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz