2 grudnia 2012

Czerwone Lakierki




Czerwone lakierki. Must have każdej sześciolatki. Stukające na kościelnej posadzce, kocich łbach przedszkolnego dziedzińca, grysowym dnie schodowej klatki.

W czasach za istotnych braków w uzębieniu, szczepień ochronnych bardzo bolesnych, zarania czytania, sylabizowania, pierwszych kroków tanecznych, pierwszych chomików, ptaszków, welonek, rowerków, wrotek, samochodzików na pedały, w czasach Gargamela, Koralgola, Bońka, czarno-białego pana w czarnych okularach z czarno-białego telewizora, na którego widok babcia zaczynała płakać, liczył się ten, kto miał lakierki. A jeśli miał czerwone, liczył się podwójnie, miał wartość szacowaną na miliony.

W takich lakierkach człowiek się robił od razu dorosły, nabierał na powadze i rozsądku, stawał się osobą o nieposzlakowanej opinii, mógł iść z marszu pracować w biurze za biurkiem, odbierać poważne telefony i notować w notatniku istotne słowa i cyferki.

Żeby mieć lakierki, trzeba było mieć w rodzinie Amerykę, trzeba było mieć Jackowo w dokumentach, ciocię władającą po angielsku, którą dawno temu za górami za lasami wywiózł za siódmy ocean samolot, w którym dostała na gorący posiłek hamburgera z frytkami i colę, nie mylić z polokoktą. Ciocia ta z Ameryki przysyłała paczki, a w paczkach... Lakierki !!!

Otóż nie miałam żadnej cioci w Ameryce. Żadna paczka nie przyszła do mnie, a w tej paczce nie przyszły żadne lakierki. Żadne czerwone, mieniące się w słońcu, stukające melodyjnie na podłożach wszelkiej treści. Pozostały mi jedynie makabryczne myśli, w których mordowałam po mszy niedzielnej Dorotkę (która miała ciocię w Ameryce) i z jej martwych dziecinnych stóp zdzierałam w akcie bestialstwa czerwone lakierki, by zaraz potem, stukając znacząco, odejść bez słowa.

Dziś w mojej szafie stoją czerwone lakierki. Ich czerwień jest głęboka jak stygnąca krew, jak wytrawne toskańskie chianti. Gdybym je włożyła sześcioletnia, jednym ruchem wkroczyłabym w dorosłość. Trzydziestoletnia myślę: gdyby można było, ściągając je jednym ruchem, wrócić...

P.S. A Dorotka przeżyła, została pielęgniarką, jest wykonawczynią szczepień ochronnych bardzo bolesnych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz