7 grudnia 2012

Obciążenie




Nie wiem, jak przeżyję kolejną ciążę. Poranne mdłości, wymioty, pełne, nie mieszczące się w żadnym staniku piersi, czekanie aż człowiek we mnie poruszy się jak w toni morskiej ubrana w łuskę ryba. Poruszy się, przestraszy po raz pierwszy, przeciągnie, dostanie czkawki.

Umrę po kolejnej wizycie u ginekologa, na której potwierdzi on obecność płodu posiadającego wymiary wskazujące wyraźnie na jego nieistnienie oraz mimo tego bicie jego serca z częstotliwością stu sześćdziesięciu uderzeń na minutę. A potem rączki, nóżki, czterokomorowe serce, ciało modzelowate, nieprzemieszczona linia środkowa, ptaszek, chłopczyk o imieniu.

Wątpię, czy dam radę kolejny raz spojrzeć w zatopione w miękkiej pulchnej skórce niebieskie oczy za kratkami łóżeczka. Rączki jak serdelki w pościeli w krokodylki, wielorybki, kaczuszki, serduszka, babeczki różowe z lukrem słodyczy całej cukrowni. Rozmowy o wózkach z napędem na cztery koła, nocy bezsennej, rewolucji francuskiej w brzuszku.

Przeżywam jednak kolejną ciążę. Patrząc jak obok po cichu rośnie ktoś w nie moim brzuchu, nie umieram choć jestem martwa. W moim brzuchu nie ma miejsce na żadne cuda, tam się trawi obiad i produkuje żółć.  



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz