Noc. W
ciemności pod gwiazdami uginają się dachy.
Kot z pierwszego piętra
śni Whiskas, instynkt mordercy wybiło mu z głowy głaskanie.
Sąsiad z dołu pali czterdziestego dziś papierosa, czterdziesty raz
po kryjomu do uchylonego okna. Pies patrzy na niego z politowaniem
czarnymi guzikami oczu wszytymi w kudłatą facjatę. Dzielna
obrończyni ginących gatunków zwierząt w koszulce z logo „World
Wide Fund for Nature” przemierza raz po
raz klatkę schodową w poszukiwaniu zwolenników akcji „Uratuj
Rysia”. Tu mi się pani podpisze, że się pani zgadza, żeby rysie
z Estonii przyjechały do Polski, przeszły polonizację, nauczyły
się języka i obyczajów, założyły swoje kółka różańcowe,
zakochały się w polskich rysiach, wzięły ślub i miały małe
rysiątka, abyśmy mogli ocalić nasze rysie, bo teraz ich mamy
kilkadziesiąt plus Rysio z „Klanu”.
Drzwi
zamykam. Odpalam wiadomości, fakty,
wydarzenia. Przymrozy. Niepogodę. Zawiejki. Bear Grylls zasypia w otwartym brzuchu martwego wielbłąda. Po
kolacji z garści termitów.
Bądź
dziś moim pręgowanym dachowcem, moim psem wiernym, przyjdź do mnie
zwierzątkiem bezpiecznym futerkowym, wełną królików
angorskich podszyj dotyk, łaś się do mnie, w ucho mrucz. Kochanku z gatunku
zagrożonego wyginięciem, foko kaspijska, syberyjski jesiotrze...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz