Piątek.
Miasto czeka, aż zgaśnie podniebna żarówka, pod którą wszystko
jest jasne. Oczywiste są kolory i kształty. Oczywiste są zamiary.
W
ciemnych szafach bez ruchu drzemią sukienki. Nie błyskają cekinowymi oczkami, nie powlekają napiętych w przyciasnych
stanikach piersi. Za kilka godzin przyjmą ciepło temperatury ciała,
zatańczą mokre spoconą, rozżarzoną skórą. Po godzinie
Kopciuszka rozpierzchną się każda w swoją stronę. W tango. W
objęcia.
W
zamian za dotyk gwałtowny jak grom z jasnego nieba w damskich
toaletach sukienki opadną na podłogę, dadzą się zdeptać,
pozwolą przez długie kwadranse być ścierką.
Jutro
znowu zawisną w szafach. Nikomu nie powiedzą, co widziały ich
oczy z cekinów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz